Powiadomienia mnie mega rozpraszają
Powiadomienia mnie mega rozpraszają, za dużo
wiadomości jak dla mnie. Sorry nie jestem
zainteresowany – to zdanie wywowało we mnie
przewalającą się lawinę myśli i emocji. Trwało to z kilka godzin.
A potem coś bardzo, bardzo starego we mnie,
odpuściło, ulotniło się i nastały wewnątrz spokój i cisza.
Jednak może wrócę do początku tej historii.
Uczę się całe moje życie. Tym razem podczas mojego kursu biznesowego, miałam do zorganizowania mini mastermind, jako moje zadanie. Miał on na celu, za pomocą jego uczestników, doprowadzić do podzielenia
się najlepszymi praktykami. Ponieważ znamy się, razem pracujemy nad podobnymi tematami, to moje podejście było entuzjastyczne i pełne wiary, że z ochotą inni w to wejdą i będziemy się wspierać. Rano następnego dnia zawiązałam grupę na messengerze dla 4 osób, które były wskazane mi przez mojego mentora biznesowego. Napisałam zaproszenie i ogólnie
o co chodzi. Pierwsza zareagowała z entuzjazmem najmłodsza uczestniczka, od razu odpisując, że wchodzi w to. Kolejne dwie uczestniczki przeczytały, ale zero reakcji. Jedyny uczestnik mężczyzna, nie odczytywał
treści. Co jakiś czas zaglądałam, czy coś się zmienia.
Późnym popołudniem odpisała druga uczestniczka, że nie wie jaki cel i jaką to miałoby przynieść wartość i że nie ma czasu. Potem kolejna napisała, że to miłe być w
takim gronie. Jednak nie za bardzo ma czas. Uczestnik mężczyzna wciąż milczał.
Mój entuzjazm gdzieś się ulotnił i poczułam, że jestem nieważna, tak jak to często czułam w relacji z mamą.
Pomyślałam, no nie, w gronie, które znam, co do
którego byłam pewna, że wejdą w temat, jak w masło, nie zostanę odrzucona. A tu jakieś deja vu. No dobra, spokojnie zobacz, czego nie rozumieją, przecież nie wiedzą o mojej historii z mamą. Napisałam na grupie jeszcze kilka wyjaśnień, do wymagających tego kwestii
oraz dałam bardziej precyzyjny opis celu, z czego wynika cała akcja. Po tym dwie uczestniczki przystały na moją propozycję. Uczestnik mężczyzna w którymś momencie się ujawnił. I to w sposób, który totalnie był
dla mnie zaskoczeniem i powodował mętlik w głowie, bo nie istniał w ramach moich przekonań, sposobów działania. Po prostu, bez słowa wyjaśnienia opuścił grupę na messengerze. Moje myśli i emocje rozszalały
się. Jak to, tak bez słowa, po prostu opuścił grupę, ten rekomendowany przez mentora biznesowego, z dużym doświadczeniem i sprawiający wrażenie bardzo relacyjnego, który też świetnie sobie radzi w praktyce networkingu. Jak to ? Kiedyś, zareagowałabym bardzo emocjonalnie i na forum dałabym mu „popalić”. Teraz
napisałam tylko bezpośrednio do niego i zapytałam, że skoro opuścił grupę, to czy mam rozumieć, że nie jest zainteresowany jednorazowym mini mastermindem.
Odpowiedział: Nie jestem, sorry. I za dużo tych wiadomości jak dla mnie, te powiadomienia mnie mega rozpraszają. W mojej głowie nie mieściło się to, że można tak po prostu, bezpośrednio powiedzieć w
ten sposób. Emocje i myśli rzucały mną od jednej ściany do drugiej. Jak tak można ? Ani słowa wytłumaczenia, a potem, opuszczenie grupy, i jeszcze, że mu to przeszkadza. Kobiety w to weszły, choć dwie mówiły, że nie mają za bardzo czasu. W końcu dotarło do mnie, że, kobiety, czyli i ja, często nie potrafią
odmówić, zaharują się, ale pomogą, nie zarobią.
Jak zadbać o siebie?
Zaczęłam myśleć empatycznie o tym koledze, że jestem na jego miejscu, mam właśnie taki dzień, kiedy mam roboty nie do przerobienia i nie mam czasu podrapać się po uchu. Stwierdziłam, że to jest niesamowite zadbanie o siebie i zdrowa asertywność.
Przecież tylko się uczyć od niego i od wielu innych mężczyzn, którzy dbają o siebie.
W sumie to nikogo nie obraził. To, co się ze mną dzieje, to wynik mojej perspektywy, emocjonalności, nawyków działania i
myślenia. Zrozumiałam, że jestem w jakimś mentalnym więzieniu, które mi nie pozwala tak po prostu, bez poczucia winy, poczucia odpowiedzialności, obowiązku pomagać kosztem siebie, odpowiedzieć w taki sposób, jak mój kolega. Kiedyś, to jeszcze bym się śmiertelnie obraziła na niego. Tak sobie
kontemplując tę sytuację, dotarło do mnie, że to jest to, czego mi brakuje. Czy ja chcę dalej postępować tak i nie czuć się dobrze? Nie. Czy to, jak myślę i postępuje, dodaje mi wartości i ważności tak naprawdę? Nie. Czy czuje się wolna? Nie. I nagle głęboko odetchnęłam, poczułam rozluźnianie się ciała.
Przyszedł sms. Pomyślałam – nie pali się, nie muszę od razu go czytać i odpowiadać. Poczułam lekkość i wolność. Potem wdzięczność za tę lekcję.
Co zrzuciłam?
Czułam, jakbym zrzuciła to poczucie wstydu, presję, że muszę zawsze coś zrobić, zareagować, wytłumaczyć, bo może zostanę odrzucona, nieważna. To nagle odeszło. Było mi tak dobrze. Odeszło coś, co towarzyszyło mi przez wiele lat mojego życia i uwierało bardzo mocno.
Co mi pomogło?
Myślę, że
- uważność,
- świadomość co się ze mną dzieje i jak się z tym czuję,
- zadawane pytania,
- obserwacja siebie,
- chęć zmiany,
- totalna szczerość ze sobą,
- elementy inteligencji emocjonalnej (zamiana zamętu na wdzięczność),
- refleksja,
- umiejętność patrzenia z różnych perspektyw,
- umiejętność zobaczenia faktów ponad oceny
Czy tego nauczyła mnie rodzina, szkoła, praca? Nie.
Nauczyłam się sama, podejmując współpracę przede wszystkim ze sobą, a potem z różnymi mentorami, coachami. I wciąż się uczę różnych nowych umiejętności, a potem pomagam innym, już nie kosztem siebie.
A jak to jest u Ciebie?